sobota, 15 marca 2014

Układ nieidealny

Co prawda jesteśmy młodym małżeństwem,ale nasz staż związkowy zbliża się do okrągłej dziesiątki.
Różnie było przez tą dekadę lat między nami.Ale jest zupełnie normalnym na przestrzeni tylu lat poznać wszelkie smaki relacji damsko męskich,zarówne te gorzkie jak i te słodkie,wysublimowane i odstraszająco typowe.
Mężon mój wychowany został przez rodziców nadopiekuńczych.Pępowina po dzień dzisiejszy nie została całkowicie odcięta.Być może taka jest rola matki i nie ma nic przesadnego w relacjach syna i jego rodzicielki,ale ja wychowana w zupełnie innej rodzinie mam odmienne spojrzenie.Nas mama miała kilkoro.Nie było warunków na rozpieszczanie się nad dziatwą.Oboje rodzice dużo czasu spędzali w pracy aby nakarmić gromadkę.Zajmowaliśmy się sami sobą a ja jako najmłodsza byłam uprzywilejowana.Ale nawet to nie dało mi luksusu pieszczot i poczucia,że jestem kochana.Nie zaznałam matczynej troski,nie odczułam ojcowskiego ciepła.A rodzeństwo,dla którego opieka nade mną oznaczała rezygnacje z zabaw na podwórku też nie okazywało entuzjazmu.
Tak wiec,aż tak różni postanowiliśmy spędzić życie razem.Mężon pewnie w nadzieji,że moje ramiona będą kontynuacją tych matczynych a ja z oczekiwaniem,że w końcu będę mogła kochać i być kochaną.I nie wychodzi…
Brakuje czułośći,dotyku,poczucia bezpieczeństwa.
Gdy mężon po pracy wraca do domu,ja dostaje buziaka w przelocie..Potem udaje się do kuchni podac mu obiad a on w tym czasie rozmawia z rodzicami.
O tym jak im minął dzień.Ja dowiaduje się tyle ile zdołam usłyszeć przez dwie ściany.
W weekendowe poranki,tak jak dzisiaj,mężon przyzwyczajony do wczesnego wstawania także nie śpi od kilku godzin,gdy zachodze do kuchni aby wypić wspólnie kawę nie zastaje go tam…natomiast dochodzą mnie głosy z dużego pokoju i udaje mi się wyróżnić głosy teściów i ślubnego mego rozprawiających o naszej przyszłośći.
Czasami nie zdąrzy przede mną uciec i zasiadamy do kawy wspólnie…dopijamy mniej więcej do połowy,gdy zaczyna być słychac krzątaninie budzących się państwa X.Wtedy słysze z ust mężonka…Idę pogadać z rodzicami.Zostaje sama.
Gdy w rodzinie wypada jakas impreza,na którą świętującemu trzeba kupić prezent zgadnijcie jakie jest moje zaangażowanie?Sięgam zaledwie do kieszeni po pieniądze,bo to,za co płace wybiera tesciowa.Jako,że otaczamy się tylko rodziną męża,to teściowa wie najlepiej co kupić,a mąż mój wie,że to jej trzeba się radzić.
Kazdy nasz dylemat rozpatrywany jest przez teściów…czy to chodzi o to co kupić cioci Krysi na imieniny,czy jakie szambo będziemy instalować w naszym domu.Mnie,przy dużej dawce szczęścia,udaje się wypowiedzieć swoje zdanie jako ostatniej…czesciej nawet nie jestem o nic pytana czy dopuszczana do rozmowy.
Musze się wykłócać aby zostało wzięte pod uwagę to co myślę.Akurat to się sprawdza,ale mam już dosyć sprzeczek,wymuszania w ten sposób rozmowy i zwracania na siebię uwagę.
Chciałabym być najważniejsza.Jak każda żona chyba…Marzy mi się,aby mężon po powrocie z pracy nie widział świata poza mną..tak chociaż przez pięć minut.
Abym czuła się jak jego druga połowka a nie piąte koło u wozu.Aby decyzje podejmowane były przez instytucje naszego małżeństwa a nie przez całą rodzinę.A wcześniej rozmowa dotycząca danego tematu prowadzona była między mną a mężem.Chciałabym móc robić zakupy,gotowac obiady,preperowac desery,prać,prasowac i dbać o naszą prywatność bez udziału teściowej.To ostatnie jest niby wykonalne,bo jak pójdziemy na swoje to teściowa chyba nie będzie miała tupetu,ale pewnośći,że mój mąz wracając po pracy nie zajdzie najpierw do rodziców to nie mam….A jest mu po drodze.


wtorek, 4 marca 2014

Pozorna sielanka

Tak mnie wzieło z samego rana...Z racji niespania.
Owszem,jest kochający mąż,ale czasami wolałabym aby ta miłość wygladała inaczej.Zdrowiem się cieszymy i oby tak dalej,a przede wszystkim aby moje małe rosło zdrowo i przyszło na świat bez komplikacji.Sytuacja finansowa pozostawia wiele do życzenia…chociaż,może bluźnie,bo przecież niebawem przeprowadzimy się do własnego domu.Ale jakie nastawienie może mieć kobieta do tej pory niezależna pod każdym względem,a od kilku miesięcy na łasce teściów i garnuszku u męża.No?Chyba nie ma się co dziwić,że mi się narzekaczka włącza co jakiś czas….
A w domu teściów sielanki nie ma…Ludzie jeszcze młodzi,bo przed sześćdziesiątką,od niedawna emeryci,czyli hulaj dusza piekła nie ma,ale tylko w teorii.Troszkę jakby los ich spotkał nieszczęśliwy,bo szwagierka,córka ich a siostra męża mego,urodziła się chora.To znaczy to jest moja wersja.Bo teściowa twierdzi,że Marzenka urodziła się jako zdrowe i  silne dziecko,dostając 10 pkt w skali Agpar,ale szpital i personel zaniedbali i przeziębili dziewczynkę.Stąd objawy typowe dla upośledzenia.Bo Marzenka wygląda jak klasyczny przykład .A zachowuje się jeszcze gorzej.
Teściowie ograniczeni myślowo i zamknięci w swym hermetycznym świecie z powodu córki uczynili jej życie piekłem. Po części swoje też.Kompleks z powodu ich chorego dziecka nakazał im udawać,że wszystko jest w porządku…nie konsultowali się z lekarzami,specjalistami,nie wystarali o jakąkolwiek pomoc medyczną,psychologiczną czy nawet finansową.Dopóki była małym dzieckiem mogli ją ukrywac i tak też czynili,tym samym robiąc tabu z tematu. Moim zdaniem zabawili się jej życiem,chociaż jakby się nie wgłębiać w sytuacje to wygląda to jako desperacki akt miłośći.Czyli są usprawiedliwieni .Koniec końców Marzena w świetle medycznym,prawnym i społecznym jest osobą zdrową.A z praktycznego punktu widzenia wygląda to tak ...Dziewczyna ma prawie trzydzieści lat a jej świat to mały pokoik w mieszkaniu  pewnego blokowiska w dużym mieście.Edukacje skończyła na szkole podstawowej…teściowa nie wytrzymała krzywdy jaka działa się jej dziecku i dalej do szkoły nie posłała.Papierek o uczeszczaniu do szkoły zawodowej jednak ma..pewnie drogą jakiś znajomości. Nie oszukujmy się,dziecko z wyglądem charakterystycznym dla dzieci z zespołem down  są inne.Wyglądają inaczej,myślą inaczej,żyją inaczej i potrzebują specjalnych warunków rozwojowych.Normalna szkoła to na pewno nie jest dla nich miejsce.Nie wiem jak szła nauka,bo z jej  wadą wymowy to wręcz niemożliwe,aby  być chociażby przeciętnym uczniem.Dziewczyna wydobywa z siebie bełkot zamiast głosu.Żaden logopeda jej nie widział.Ja mieszkam z nią pod jednym dachem już kilka miesięcy,ale nie rozumiem ani słowa.W sumie ,okazji aby się nauczyć jej języka jest bardzo mało,ale mimo wszystko wypada źle .Więc niech mi tesciowa nie wciska,że Marzenka była przodującą uczennicą!Mogłaby,gdyby znalazala się w odpowiedniej dla siebie placówce!No wiec w szkole kariery nie zrobiła…bo wiadomo.Zamknęli  wieć Marzenę w domu.Mama była na zawołanie,bo pracowała na pół etatu dosłownie rzut beretem…ojciec wypruwał sobie flaki by zarobić na utrzymanie rodziny i wychodziło mu to bardzo dobrze.Wracali z pracy,rzucali się w wir obowiązków domowych…po drodze z pracy tesć zdąrzył zrobić zakupy,teściowa zarządziła obiad,przy którym tesć oczywiście pomagał a po zjedzeniu strawy trzeba było poodkurzac,poprać,pokombinować.Marzenka się tylko przyglądała,bo choć zdaniem wlasnej mamusi zdrowa i normalna to po co ma się fatygować.Szybko teściowa przeszła na wcześniejszą emeryture,aby z Marzenką w domu przebywać,bo dziecko przeciez same,a teść nadal nadwyrężał kręgosłup w ciężkiej harówce.No,wtedy to już była bajka dla spółki matka&córka.Codzienne spacery,szczyt marzeń Marzeny,zakupy w super markecie,konsumowanie i rozrastanie się w szerz.Dom wciąż prowadzony był przez żonę i meża,wszelkie obowiązki tez na nich spoczywały,Marzena po dziś dzień nie wie co to słowo oznacza.Pełnoletnią się stała,więc zarejestrowali do biura pracy,aby jakieś tam ubezpieczenie było.O żadną przyszłość dla córki się nie martwili.Po co?Przeciez ma starszego brata,który flaki sobie za granica wyprówa!Przeciez jest rozwiązanie…O sobie tez przyszłościowo nie myśleli…o zabezpieczeniu jakimkolwiek na starość.Ważne,co jest teraz i dzisiaj.Takie własne carpe diem.A syn przecież dom buduje…zmieścimy się wszyscy!Skutkiem takiego podejścia jest obecna sytuacja w której mieszkają w czynszowym mieszkaniu,wydając na opłaty jedną emeryturę a z drugiej żyją.Zero oszczędności,polisy na życie czy chociażby chudziutkiego konta w banku.Na podpaski dla Marzenki w razie czego.Nie wspomnę o chorobie,wypadkach losowych,śmierci czy kalectwie…Co wtedy,gdzie i za co? Gdy pralka się zepsuła to latali ze sraczką po bankach,żeby pożyczkę wziąć.Samochód przejeli po moim mężu,na jego naprawy i utrzymanie płacimy po dziś dzień.Ich nie stać.Ich cichy plan jest taki,ze na starość zwala się nam na kark a w spadku zostawią Marzenę.A mąż tłumaczył…jeszcze jest czas,zróbcie coś…wystarajcie się o rente,jakiś zasiłek..cokolwiek.Na jakiej podstawie padało pytanie.Przeciez Marzenka jest zdrową osobą.No to do roboty pogońcie!Ale jak to?Przecież Marzena jest chora!Odpowiadali.
Nie,już mnie szlag nie bierze…Szkoda moich nerwów i zatruwania sobie życia…Będzie co będzie.Osobiście życze im dużo zdrowia i długiego życia.Niech  starosć ich nie zaskoczy i nie mają nigdy potrzeby,aby Marzenka podała im szklankę wody czy też zaopiekowała się w razie czego…
Ale dopadają mnie koszmary…nie są w cale takie wydumane czy odległe.Chałupę faktycznie budujemy dużą.Pomieści wszystkich i boję się,ze będzie kiedyś pełniła funkcje domu opieki.Przeciez maż, nie będzie miał serca odmówić rodzicom.A może zaistnieć taka sytuacja,że wyjścia nie będzie i wszystko stanie się z automatu.
Kurwa,już myślę o rozwodzie.
Mieszkać resztę życia z teściami…Nie mieć nigdy swojego życia,tylko dzielić go z nimi! I do konca ta kula u nogi w postaci Marzeny…przecież ona nawet dzień dobry mi nie odpowiada.Na wieśc o mojej ciąży dostała histerii.Brata też nie uznaje,bo jej rodziców odbiera..musi się nimi dzielić!Nie rozmawiają ze sobą…to znaczy ona z nikim nie rozmawia poza matką i ojcem.A przecież jest świadoma tego co ją czeka,wie że jest na nas skazana.Więc jak mam to odbierać?Że póki nie jest od nas zalezna to ma nas głęboko w dupie a jak przyjdzie czas,że bez nas nie da rady przetrwać to pokocha silnym uczuciem i obudzą się w niej ludzkie uczucia? Bo mam poparcie w przykładach na takie zachowanie…na co dzień ani słowa,a gdy wypadły jej urodziny i pojawiło się prawdopodobieństwo otrzymania prezentu,to Marzenki pełno wszędzie i jaka gadatliwa!Albo jak przyjechaliśmy z zagranicznych wojaży z walizką pełną niespodzianek,to wręcz rzuciała się nam na szyję.A wczoraj gdy znalazłyśmy się w tej samej kuchni,to z prędkością światła opuściła jej mury nabijając sobie ze dwa siniaki po drodze,bo w pędzie o futrynę drzwi zahaczyła!Wyrachowana ,rozpieszczona egoistka!Tyle,że nie  winie jej a raczej rodzicielkę.Nie wiem jak ta kobieta po tym jak wyrządziła taką krzywdę własnemu dziecku może spac spokojnie.A teść?Niepozorny,cichutki,schowany pod pantoflem żony,bo tak wygodnie!Żygać mi się chce!Mają jeszcze tupet wciskac nam,że Marzenka w razie ich śmierci dostanie zasiłek.Na jakiej podstawie pytamy?A teściowa przewracając oczami odpowiada,że z racji tego,że nigdy nie podjęła pracy!HaHaHa!No nie wiedziałam,że państwo polskie tak honoruje nierobów w tym kraju!