Chyba sama siebie
oszukuje,wciąż szukając usprawiedliwień dla teściowej…
Ta cicha wojna
która między nami kiedyś wybuchła trwa i
trwa..Zrobiła się taka podchodowa.
Więcej winy widze
we mnie.Tak.Po pierwsze,bo ustawiam się zawsze w pozycji ofiary,z góry zakładam
swoją przegraną.Zamiast atakować to czekam na ciosy a potem bronię się
wszelkimi siłami,które szybko mnie opuszczają.I poddaje się.Po drugie,bo nie
jestem osobą złośliwą..nauczona grzecznośći i pokory daje fory teściowej..w
końcu jest starsza,matka mężona mego i na dodatek na własnych włośćiach.Po
trzecie,bo żywicielką moją jest i to od jej wspaniałomyślnośći,dobrej woli i
gestu zalezy moje śniadanie,spokojna noc i ciepła kąpiel.Po czwarte,bo nie chcę
dodawać oliwy do ognia, non stop się gryźć i stawiać mężona między młotem a kowadłem.Po
piąte i co najgorsze...jest to moim przekleństwem i zmorą.Potrafię wybaczać.Oczywiście
wszystkim,tylko nie sobie,ale to nie ta bajka…Tamta doskonale zdaje sobie z
tego sprawę i idealnie wykorzystuje swoją pozycje,tak samo jak moją życzliwość
i słabośći.Co na to mężon?No…jego też umiem usprawiedliwić!Bo to matka jego i
nawet jak się z nią do końca nie zgadza,to dla świętego spokoju przyznaje jej
racje.Bo przeciez dzięki niej mamy co jeść,dach nad głową i opierunek.Bo nigdy
nie wiadomo jak się los potoczy i czy jeszcze nie pójdziemy w jej łaskę.Wydaje
mi się ,że pół litra i godzina sam na sam z teściem wystarczyłyby,abym usłyszała fajne
ciekawostki.Na co dzień na krótkiej smyczy uwiązany i boji się nawet
zaskomleć,ale czuje,że ma ochotę szczekać i gryźć.Słyszałam od siostrzenicy
teściowej niepochlebne historie…jej bratowa,która mieszka dwa bloki dalej też
trzyma się na dystans.Z rodziną swojego męża to zero kontaktów.Z sąsiadami
na wymuszone „dzień dobry”
jest,koleżanek nie ma i nawet się tym chwali.
Prawdziwe,choć
nieładne naświetlanie teściowej nie pomogło…Wciąż widzę winę przede wszystkim w sobie...gdybym mogła wygarnąć jej z
pewnością by mi ulżyło.Tymczasem trzeba się męczyć,z nią i samą sobą,jeszcze te
kilka miesięcy.
Na początku postu
piszę o oszukiwaniu samej siebie…muszę.Nie znajduje innego rozwiązania jak
usprawiedliwienia dla jej poczynań aby jakoś łagodzić sytuacje.Tym samym jednak
wielką krzywdę wyrządzam samej sobie...ustępując na każdym kroku i wycofując się,robie miejsce
na jej kolejny wredny występek.
I tak się napędza
to błędne koło.
Moja teściowa również zachowywała się podobnie, na szczęście nie musiałam z nią mieszkać, ale ciągle dawała nam pieniądze i prezenty, tak, żeby głupio nam się było do niej rzucać, a wiadomo - młode małżeństwo z dwójką dzieci chętnie przyjmie każdą pomoc. Ja nawet bym tej pomocy od niej nie chciała, ale ze względu na męża nie mogłam odmówić. Dobrze, że najgorsze w naszych kontaktach mam już za sobą, bo to był ciężki okres, głównie przez to, że zaczęłam cierpieć na myśli prześladowcze związane z "mamuśką" i te myśli bardziej mnie wykończały niż jej osoba. Dziś wiem, że mogłam pewne sytuacje inaczej rozegrać, ale mądry Polak po szkodzie. Szkoda, ze teściowe tak często psują radość i harmonię pomiędzy dwójki kochających się młodych ludzi. Trzymaj się! Kiedyś wreszcie stępią się jej zęby.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię Kochana nawet nie wiesz jak dobrze :(
OdpowiedzUsuńTeściowa to moje największe przekleństwo, ona i jej walnięta córka...
Pociesz się jednak, że jeszcze chwilka i będziecie na swoim.
Ja też mam podobnie...wszystkich usprawiedliwiam, emocje dusze w sobie, winie siebie gdy wybuchnę...z tymże ja tak mam ze swoją rodziną, ale co się dziwić była chora.. alkoholowa...
OdpowiedzUsuńchodzę na terapię i uczę się przede wszystkim dbać o siebie, uczę się wyrażać uczucia, zamiast je tłamsić...żałuje tylko że nie zaczęłam wcześniej, zanim urodziłam dzieci, miałabym więcej pewności siebie przy ich wychowywaniu..ale cóż, ważne że chociaż teraz mam świadomość, że nad sobą pracuje..
Innych nie zmienię, mogę tylko zmienić siebie i swoje podejście tak aby żyło mi się lepiej..czego i tobie życze :)
Moja tesciowa to tez niezłe ziółko aż brak słów.
OdpowiedzUsuń