Trudno jest
obiektywnie przedstawiać swoją prawdę.Czasami wydaje mi się,że przesadzam,a
innym razem,że jest naprawdę gorzej od tego niż przedstawiam.Obawiam się,że moje
podejście często ma uwarunkowanie hormonalne albo nastrojowe,więc ta prawda
eskaluje gdzieś w jedną i w drugą
stronę.Są też takie dni jak dzisiaj..wyciszenia.Mimo licznych zmartwień budze
się rano jako tabula rasa i jest nowy begining.Niech wszystko dzieje się na
nowo a co było a nie jest nie piszę się w rejestr.I własnie takie dzionki lubię
najbardziej.Niebo ma kolor świtu,ale niebawem zakoloruje je pomarańczowa łuna
słońca.Mimo ciężkiej nocy czuję się wyspana i wypoczęta.Córek kopała i
dokazywała,ale i tak ją przechytrzyłam i udało mi się pospać na raty.A mąż
przytulał i gdy wychodził do pracy poczęstował tradycyjnym buziakiem.
Młodej żonie bywa
ciężko zrozumieć pewne sprawy.Mnie zupełnie niedawno udało się przekonać do
słów,że powinniśmy z mezonem strzelac do jednej bramki.Niby takie oczywiste a
jednak nie chciałam się temu poddać.Bo ja taki chojrak życiowy jestem.Zawsze
pod prąd!No i okazuje się,że jeśli ma być wyjątek od tej zasady to
niekoniecznie musze nim być ja.Bo odkąd celuję do tej samej bramki co
ślubny,nie wazne czy właściwej,to jest lepiej.To znaczy wygrywam..ba bije na
głowę teściową,szwagierkę i wszelkie inne stworzenia biorące jakiś udział w
naszym życiu.Nie,nie naginam przy tym własnych zasad…Postępuje ostrożnie i
metodycznie.Tyle,że ta wygrana to nie jest efekt jakiejś walki,bo ta skończyła
się z chwilą gdy w pewnej sprawie stanęłam murem za mężem a On przy najbliższej
okazji poparł mnie każdym argumentem jaki przyszedł mu na język.Niekoniecznie
trafionym.Ale liczy się może nawet bardziej niż taki mocny as.Bo przecież skoro
syn tak obstaje za żoną,nawet za cenę posądzenia go o głupote,to chyba łatwo
nie będzie wyperswadować mu,że nie ma racji.Poza tym chyba czas na to,aby
wszyscy zrozumieli,że tu o rację nie chodzi.My po prostu dojrzeliśmy do
tego,aby budować nasze terytorium.My.Państwo X.Ja,meżon i córek.I wara temu kto
chciałby wtargnąć w nasz świat z niecnymi zamiarami.
Tak trzymaj kochana...znam z autopsji :-) ... warto z małżem iść jedną ścieżką... aby czasami też zboczyć :-P to też żadna zbrodnia :)..ważne aby się nie katować...
OdpowiedzUsuńCóreczka potrzebuje spokoju i waszej miłości... cudownie, że dziewczynka..no chyba że was zaskoczy..chłopak :-) też bardzo dobrze :)))
wpadłam z rewizytą :-)
OdpowiedzUsuńa u mnie na blogu dominują posty dot.moich przemyśleń,ale wątki o Paryżu przewijają się również :)<3
pozdrawiam
ps: zgadzam się z Gosią...warto iść w jednym kierunku :)
Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńMy też mamy córeczkę, choc nie ukrywam że w przyszłości chciałabym miec jeszcze synka :)
Marzy mi się parka :)
Ale tak naprawdę, nie ma to przecież znaczenia! Najważniejsze, aby było zdrowe!
Fajnie napisałaś o tym terytorium...mój mąż ciągle tego nie rozumie...
Ściskam wiosennie! :*
Mąż zawsze powinien być za żoną, a żona za mężem w końcu jesteście rodziną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam