Szkoda,że nie umiem się przełamac,zorganizowac i polubić z pisaniem...Czuje,że by pomogło,potrzebuje wentylu,sposobu na wyładowanie się.
Mam taki dziwny stan umysłu i ciała też.Niby wszystko dobrze,a jednak wszystko nie tak...
Myślę,że powinnam do lekarza się wybrać.
Tego od głowy-może w końcu uda mi się z kimś porozmawiać,będzie okazja żeby się wygadać,wyrzucić co boli...
Do ginekologa tez by się przydało,albo do rodzinnego,obojętnie,byleby dostac skierowanie na oznaczenie poziomu hormonów.Bo jeśli nie głowa szwankuje to może gospodarka hormonalna i stąd te moje zmienne stany,nastroje i sampoczucie?
Mogłabym nadal wszystko zwalac na męłżona,ale nie tędy droga.Nie jestem idealna,a zamknięcie w domu z dzieckiem,odległosć od rodziny i znajomych potęguje moją frustracje i dołki.
Miewam straszne pmsy,pod względem samopoczucia psychicznego.Własnie się zbliża,tak na tydzień przed miesiączką,a ta bywa u mnie dosyć często.
Na dodatek warunki pogodowo bytowe nie sprzyjają.Pogoda sobie pogrywa...nawet ona przeciwko mnie!
Jak widać, cięzko mi dostrzeć pozytywy a przeciez powinnam szaleć ze szczęścia.Owszem,macierzyństwo napawa mnie radością i jest jakby motorem do działania,ale wszystko to o czym nadmieniłam wyżej wpędza mnie w jakiś koszmarny zaułek ciemnośći,totalny black out,dziura,otchłań emocjonalną a potem przekłada się to na moją fizyczność.Jestem obolała i zmęczona.Dni mijają zanim sie podniosę i ogarnę.Dużo mnie kosztuje udawanie przez męłżonem,że nie jest tak źle a to znowu zmusza mnie do knucia innych scenariuszy i czasami już nie wiem co prawda co fałsz.Przez weekend chodziłam z uśmiechem na twarzy,bo nie chciałam nikomu psuć nastroju,a tak naprawdę to cierpnienie wylewało mi się uszami.Nikt nie zauważył,bo tak naprawdę moja osoba nikogo nie interesuje.Zresztą,z wzajemnośćią.Nasze relacje to tylko pozory i już mi to nie przeszkadza,wolę swój świat.Trochę samotny i smutny,ale mój i nikt mi w nim nie mówi co powinnam.Znienawidzone słowo.Ile ja się tego nasłuchałam przez ostatnie półtora roku...
No dobra,pierwsze koty za płoty!Nijaki ten post,ni w dup...ni w oko,pisany trochę na siłę i od niechcecia, niech będzie początkiem mojego come backu.
Szkoda że wracam tak mało spektakularnie.
Super, ze się odezwałaś...a teraz zaiwaniaj do lekarza...psycholog, psychiatra...znam ten stan, mimo, że moja sytuacja była inna...ale nie pozwól chorobie cię zdominować bo będzie gorzej...a może być lepiej..
OdpowiedzUsuńwierzę w to...potrzebujesz kopa...nadstaw tyłek... :)
napisz posta gdy będziesz po pierwszej wizycie...jak karmisz piersią to leki odpadają, ale rozmowa nikomu nie zaszkodziła...ważne abyś znalazła dobrego lekarza (terapeutę-psychologa) i nie myśl co "pomyślą" inni... Ty jesteś ważna...a skorzysta na tym córeczka i mąż...
ps. nie szukaj pomocy w necie...w realnym świecie szukaj wsparcia na początku...potem możesz się dzielić doświadczeniem :))...trzymam kciuki...
Gosia Skrajna ma rację!.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam