wtorek, 21 kwietnia 2015

Przełamuje milczenie

Szkoda,że nie umiem się przełamac,zorganizowac i polubić z pisaniem...Czuje,że by pomogło,potrzebuje wentylu,sposobu na wyładowanie się.
Mam taki dziwny stan umysłu i ciała też.Niby wszystko dobrze,a jednak wszystko nie tak...
Myślę,że powinnam do lekarza się wybrać.
Tego od głowy-może w końcu uda mi się z kimś porozmawiać,będzie okazja żeby się wygadać,wyrzucić co boli...
Do ginekologa tez by się przydało,albo do rodzinnego,obojętnie,byleby dostac skierowanie na oznaczenie poziomu hormonów.Bo jeśli nie głowa szwankuje to może gospodarka hormonalna i stąd te moje zmienne stany,nastroje i sampoczucie?
Mogłabym nadal wszystko zwalac na męłżona,ale nie tędy droga.Nie jestem idealna,a zamknięcie w domu z dzieckiem,odległosć od rodziny i znajomych potęguje moją frustracje i dołki.
Miewam straszne pmsy,pod względem samopoczucia psychicznego.Własnie się zbliża,tak na tydzień przed miesiączką,a ta bywa u mnie dosyć często.
Na dodatek warunki pogodowo bytowe nie sprzyjają.Pogoda sobie pogrywa...nawet ona przeciwko mnie!
Jak widać, cięzko mi dostrzeć pozytywy a przeciez powinnam szaleć ze szczęścia.Owszem,macierzyństwo napawa mnie radością i jest jakby motorem do działania,ale wszystko to o czym nadmieniłam wyżej wpędza mnie w jakiś koszmarny zaułek ciemnośći,totalny black out,dziura,otchłań emocjonalną a potem przekłada się to na moją fizyczność.Jestem obolała i zmęczona.Dni mijają zanim sie podniosę i ogarnę.Dużo mnie kosztuje udawanie przez męłżonem,że nie jest tak źle a to znowu zmusza mnie do knucia innych scenariuszy i czasami już nie wiem co prawda co fałsz.Przez weekend chodziłam z uśmiechem na twarzy,bo nie chciałam nikomu psuć nastroju,a tak naprawdę to cierpnienie wylewało mi się uszami.Nikt nie zauważył,bo tak naprawdę moja osoba nikogo nie interesuje.Zresztą,z wzajemnośćią.Nasze relacje to tylko pozory i już mi to nie przeszkadza,wolę swój świat.Trochę samotny i smutny,ale mój i nikt mi w nim nie mówi co powinnam.Znienawidzone słowo.Ile ja się tego nasłuchałam przez ostatnie półtora roku...
No dobra,pierwsze koty za płoty!Nijaki ten post,ni w dup...ni w oko,pisany trochę na siłę i od niechcecia, niech będzie początkiem mojego come backu.
Szkoda że wracam tak mało spektakularnie.

2 komentarze:

  1. Super, ze się odezwałaś...a teraz zaiwaniaj do lekarza...psycholog, psychiatra...znam ten stan, mimo, że moja sytuacja była inna...ale nie pozwól chorobie cię zdominować bo będzie gorzej...a może być lepiej..
    wierzę w to...potrzebujesz kopa...nadstaw tyłek... :)
    napisz posta gdy będziesz po pierwszej wizycie...jak karmisz piersią to leki odpadają, ale rozmowa nikomu nie zaszkodziła...ważne abyś znalazła dobrego lekarza (terapeutę-psychologa) i nie myśl co "pomyślą" inni... Ty jesteś ważna...a skorzysta na tym córeczka i mąż...
    ps. nie szukaj pomocy w necie...w realnym świecie szukaj wsparcia na początku...potem możesz się dzielić doświadczeniem :))...trzymam kciuki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Gosia Skrajna ma rację!.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń