sobota, 28 marca 2015

Niby jestrm

Czasami jestem,wyglądam z ukrycia i doczytuje co się dzieje u blogowych znajomych.Niestety...szybko mi ucieka,bo w głowie rozbijają mi się o myślenie  własne problemy.Czekałam,aż się poukłada i będę mogła napisac cos pozytywnego.No nie zanosi się....

Nawet nie wiem czy faceta którego poślubiłam mogę nazywac jeszcze mężem.Bo żoną się nie czuje.Jak wiec mogę mieć męża?
Ponoć pojawienie się dziecka potrafi rozpiepszyć związek,albo co najmniej przeprowadzić go przez burze i testy.Wierzę w to,ale u nas jest inaczej.U nas nic się nie zepsuło i nie rozpierniczyło.Zawsze tak było.

Nie ma więc niczego,co można by było naprawić.Tym bardziej,ze co parę dni słysze groźby o rozwodzie.Wyszukałam mu informacje,gdzie w mieście można skorzystac z darmowych porad prawniczych w związku z tym rozwodem,ale coś mu nie spieszno.Dobry jest tylko w gębie.

Oj tak.Na język nie choruje.Sam się do tego przyznaje.W odróżnieniu do mnie.Nie raz mi go zabrakło.Wogóle jestem ostatnio nieswoja...Moje poczucie pewnośći zostało zbite na kwaśne jabłko  i wdeptane w błoto.Za nim poszła samoocena.Zaniżona do minus liczby nieskończonej.Ale jeszcze nei sięgnełam dna.Widocznie.Skoro zamiast coś z tym wszystkim zrobić, użalam się nad sobą!

8 komentarzy:

  1. Kochana,

    Nie poddawaj sie. Walcz. Rozwod to najprostsze wyjscie z sytuacji. Sama jestem po rozwodzie. Nie ulatwiaj spraw mezowi. W kazdym zwiazku sa kryzysy. Macie coreczke. Walcz. Zacznijcie na nowo. Zamiast rozwodu moze jakas terapia.
    Przytulam:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje.Z tym rozwodem to musze temat rozwinąć...On mnie straszy tym rozwodem podczas kłótni,jak przychodzi co do czego to ani słowem nie wspomina.Obierałam różne taktyki w związku z tym,póbowałam rozmawiać i wytłumaczyć,że pewnych słów się nie "tyka" nawet w kłótni,ale on to przypadek beznadziejny,po prostu nie dociera do niego i jak się pokłócimy to zamiast argumentów znowu będzie mnie rozwodem straszył

      Usuń
  2. Kurczę, tak długo się nie odzywałaś.
    Tak myślałam, ze pojawienie się dziecka raczej zaostrzy konflikty niż je rozwiąże.
    Szczególnie gdy pisałaś o podejściu męża pod kątem zachowań teściowej czy jego siostry.
    Bardzo ci współczuje. Nic nie będę radzi bo to twoje życie i nikt nie wie lepiej od Ciebie jak jest i czy można coś uratowac. Ja bym spróbowała szukac pomocy dla siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje,musze ratowac,to co mogę.Żeby pójsc na terapię małżeńską potrzeba nas obojga,a on jest na nie,wiec myślę o samej sobie...psycholog mi się kłania.

      Usuń
  3. Cholernie przykre jest to, co piszesz...:(
    Prawdą jest, że pojawienie się dziecka przynosi wielkie szczęście, radość, ale jak widać i wywołać pogorszenie konfliktów. Dziewczyny mają rację, rozwód to ostateczność i najłatwiejsze wyjście z sytuacji.
    Nie sztuką jest spisać wszystko na straty i się rozstać,sztuką jest walczyć o siebie mimo wszystko.
    Ale nie chcę się mądrować, w końcu u mnie też różnie bywa...
    Kochana pomyśl w tym wszystkim o sobie i o Malutkiej!
    Jesteś mamą, a Kruszynka doskonale czuje Twoje nerwy i stres.
    Przytulam mocno i zaciskam kciuki, aby było dobrze! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest najgorsze,że w tym wszystkim mała uczestniczy i strasznie to niesprawiedliwe,że "płaci" za głupotę rodziców :(

      Usuń
  4. Nie poddawaj się. U mnie po urodzeniu Stokrotki też nie było kolorowo jednak trzeba się dotrzeć. Ja też wiele razy groziłam mężowi rozwodem,ale rozwód to nie rozwiązanie. Trzeba rozmawiać dużo rozmawiać. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za słowa pocieszenia.Staramy się :)

    OdpowiedzUsuń